Spis treści
DacMagic 100 jest popularnym urządzeniem, cieszącym się dobrą opinią wśród użytkowników. Na jego popularność ma z pewnością wpływ przystępna cena. Kwota około 700 zł jest naprawdę niewielka, biorąc pod uwagę fakt, że w tej cenie otrzymujemy urządzenie o przyjemnym i stylowym wyglądzie, sygnowane logiem Cambridge Audio.
DacMagic 100 to budżetowy przetwornik ze stajni Cambridge Audio. Jego niewielkie wymiary sprawiają, że bez problemu mieści się w dłoni. Urządzenie nie posiada zintegrowanego zasilacza, dlatego do fabrycznego zestawu producent dołącza zewnętrzny zasilacz impulsowy. Wewnątrz urządzenia znajduje się przetwornik D/A Wolfson model WM8742, który współpracuje z dwoma wzmacniaczami operacyjnymi NE5532. Są to budżetowe konstrukcje, które można spotkać nawet w znacznie droższych urządzeniach.
Zdecydowałem się na Cambridge Audio DacMagic 100, ponieważ intuicja i doświadczenie podpowiadały mi, że ten DAC ma potencjał i przy odpowiednich modyfikacjach może zagrać naprawdę dobrze. Wiedząc z jakich elementów zbudowano DacMagic 100 nie spodziewałem się dużego skoku jakościowego w stosunku do mojego poprzedniego DACa E-MU 0204. DacMagic 100 ma potencjał i swoje zalety, jednak nie odnotowałem zmiany, która pozwoliłaby mi jednoznacznie stwierdzić wyższość DacMagic 100 nad E-MU 0204. Muszę w tym miejscu podkreślić, że E-MU jest po drobnych modyfikacjach polegających na wymianie kondensatorów i gniazd wyjściowych.
Zanim ostatecznie oceniłem DacMagic-a pozwoliłem mu się wygrzać. Przez pierwsze kilkanaście godzin pracy brzmienie ulegało sporym zmianom, ale dopiero po przepracowaniu 100-200 godzin słyszałem, że nareszcie się ułożył i mogłem ocenić co zmienił w moim systemie. Mój system nie jest „wysokich lotów”, ale cenię go sobie za muzykalność i elastyczność. Oczywiście ta elastyczność ma swoje granice, jednak jest na tyle duża, aby dawać choć odrobinę radości, ze słuchania każdego z tak skrajnie różnych gatunków muzyki jak reggae czy rock.
Niestety DacMagic 100 wyraźnie ograniczył tą elastyczność. Brzmienie setki jest poprawne i w zasadzie odzwierciedla recenzje, które można znaleźć w internecie, to naprawdę dobry przetwornik. Jednak ma też znaczące wady. Jego największą wadą jest wyraźnie narzucany jednolity charakter. Wszystkie utwory brzmią podobnie i przewidywalnie, nie ma tu mowy o jakimkolwiek zaskoczeniu czy emocjach. Przypomina trochę panią przedszkolankę, która każe recytować dzieciom wierszyk w taki, a nie inny sposób i nie pozwala na jakiekolwiek odstępstwa od przyjętego szablonu. Osobiście ten aspekt bardzo mi przeszkadza i mimo wielu zalet nad poprzednim przetwornikiem (E-MU), czuje spory niedosyt, który sprawia, że nie potrafię zapomnieć moim poprzednim DAC-u. Brakuje mi muzykalności, swobody brzmienia i oderwania dźwięku od kolumn. DacMagic 100 ma wyraźnie większą dynamikę i bardzo przyjemną i pełniejszą górę pasma. Średnica trochę wysuwa się przed szereg, ale nie jest natarczywa, a jedynie delikatnie podkreślona. Niestety te wszystkie zalety pozostają w cieniu poważnych (jak dla mnie) wad, którymi są brak zróżnicowania i muzykalności.
DacMagic 100 niestety nie daje takiej namacalności i kontaktu z muzyką. Granica pomiędzy słuchaczem a systemem jest wyraźnie nakreślona i odbiera sporo przyjemności ze słuchania. Charakter DacMagic-a mogę określić jako rockowy, z twardym, zwartym i jednolitym dołem, podkreśloną średnicą i poprawną górą, niestety w tym wszystkim wyraźnie brakuje swobody. DacMagic 100 ma duży potencjał i możliwość, da się to usłyszeć, trzeba tylko pomóc mu trochę rozwinąć skrzydła.
Wymiana kondensatorów wyjściowych
W sekcji wyjściowej DacMagic 100, zastosowano kondensatory separujące, mające na celu zabezpieczenie wyjścia przed pojawieniem się składowej stałej. Jest to klasyczna para stosowania w urządzeniach Cambridge Audio, elektrolityczny bipolarny Fujicon i bocznikujący go kondensator foliowy o pojemności 100nF. Z kondensatorami Fujicon miałem już styczność podczas modyfikacji wzmacniacza AZUR 651A. Kondensatory te są słabej jakości i mają znaczący, negatywny wpływ na dźwięk. Mocno ograniczają scenę, zamykają ją w małym obszarze, są ziarniste, nieprzyjemnie wyostrzają górę pasma i grają dosyć ciemno. Sytuację ratują trochę bocznikujące je kondensatory foliowe, podciągają średnicę i górę, jednak one również mają swoje wady. Są to elementy, które powinno się jak najszybciej wymienić, bo koszt wymiany jest niewielki, a zmianę zauważa się od razu.
Poniżej prezentuję kilka kombinacji, które postanowiłem sprawdzić, aby znaleźć najlepsze rozwiązanie dla DacMagic 100. Moje sprawdzone rozwiązanie to Nichicon ES + Mundorf Mcap. Przy okazji tej modyfikacji postanowiłem przetestować różne warianty pojemności Mundorfów. Sprawdziłem również opcję polegającą na pozostawieniu tylko kondensatora foliowego. Takie rozwiązanie znacząco zmniejsza pojemność, ale może wcale jej tak dużo nie potrzeba?
W internecie znalazłem modyfikację DacMagic 100, w której ktoś postanowił wymienić kondensatory Fujicon na kondensatory Nichicon Fine Gold, które posiadają polaryzację. Takie rozwiązania widywałem już wcześniej i nie wydaje mi się to najlepszym pomysłem, ale przy okazji postanowiłem to sprawdzić.
Nichicon MUSE ES + fabryczny kondensator foliowy
Pierwszy wariant, który postanowiłem sprawdzić, to połączenie Nichicon MUSE ES i fabrycznego kondensatora foliowego. Kondensatory Nichicon MUSE ES miałem już przyjemność testować i uważam je za bardzo dobre kondensatory elektrolityczne do toru audio. W zasadzie są to jedyne przyzwoite kondensatory elektrolityczne do toru audio, które można bez problemu aktualnie dostać. MUSE ES wprowadziły spore zmiany. Na scenie zrobiło się więcej miejsca, głównie na szerokości. Głębia również wzrosła, ale jedynie w obszarze pomiędzy kolumnami i słuchaczem. Średnica i góra zyskały więcej życia i swobody, wyraźnie poprawiła się lokalizacja źródeł pozornych. Dolne rejestry zyskały na zróżnicowaniu i precyzji. Straciły trochę na masie, jednak w tym przypadku uważam to za zaletę. Kondensatory Fujicon nadawały dołowi więcej ciężaru, ale jednocześnie sprawiały, że brzmiał on tak samo dla każdego gatunku muzyki. Na początku odniosłem wrażenie jakby MUSE ES rozjaśniały dźwięk i nadawały mu trochę nieprzyjemnej ostrości w zakresie górnych rejestrów, ale po kilkunastu godzinach grania, nieprzyjemna ostrość wyraźnie zmalała.
Nichicon MUSE ES
Z czystej ciekawości postanowiłem sprawdzić jak poradzą sobie MUSE ES bez fabrycznych foliowych kondensatorów bocznikujących. Kondensatory elektrolityczne z reguły brzmią gorzej od kondensatorów foliowych, dlatego są bocznikowane kondensatorami foliowymi (rozwiązanie takie posiada też swoje wady). Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że MUSE ES radzą sobie lepiej bez „fabrycznych foliaków”. Wspomniana w punkcie wyżej ostrość znacząco się zmniejszyła, a więc odpowiadał za nią fabryczny kondensator foliowy. Nichicony nadal grają trochę ostro, ale bez foliowych towarzyszy ta ostrość zmalała do akceptowalnego poziomu. Zrobiło się w miarę przyjemnie i spokojnie. MUSE ES sprawiły, że energia serwowana przez DAC-a zyskała nowy wymiar. Jeśli komuś podoba się energia i natarcie serwowane przez tego DAC-a powinien wypróbować MUSE ES, te kondensatory świetnie zgrywają się z charakterem DacMagic 100.
Ten przykład pokazał mi, jak ważny jest dobór właściwych podzespołów. Jak widać przyjęte reguły nie zawsze się sprawdzają i czasami nawet mniej znaczące elementy mogą mieć spory wpływ na efekt końcowy. Fabryczne kondensatory foliowe tworzyły dobraną parę z ciemnymi Fijiconami, ale z MUSE ES sytuacja wyraźnie się zmieniła.
Nichicon MUSE ES + Mundorf Mcap
Dla tego wariantu postanowiłem sprawdzić jakie zmiany wprowadzą rożne pojemności kondensatora Mundorf Mcap. Do testu wybrałem kondensatory 0.15uF 630V, 2.2uF 250V, 6.8uF 250V. Mundorf Mcap to bardzo muzykalny, trochę ocieplający i dający sporo powietrza kondensator. Dzięki połączeniu MUSE ES + Mundorf Mcap scena wyraźnie się rozbudowała, szczególnie w głąb. Poprawiła się równowaga tonalna, zrobiło się bardziej neutralnie. Mcap wyraźnie uspokoił dźwięk serwowany przez DAC-a. Muzyka nareszcie zaczęła płynąć swobodnie. Takie uspokojenie w przypadku DacMagic 100 można by uznać za wadę, ale dzięki niemu wzrosło zróżnicowanie i utwory nareszcie zaczęły brzmieć tak jak powinny. Z pewnością jest to krok we właściwym kierunku. DAC dysponuje nadal sporą energią, jednak energia ta zaczęła być serwowana z rozwagą i przestała być wymuszana gdzie tylko popadnie.
Zmiany wartości pojemności kondensatorów Mundorf Mcap były wyraźnie słyszane i wraz ze wzrostem pojemności rosła scena, swoboda przekazu i pojawiało się coraz więcej detali. Z fabrycznymi kondensatorami cały czas odnosiłem wrażenie jakby muzyka była podawana w ciągłym stresie i pod ścisłym nadzorem, według ustalonych reguł. Po zastosowaniu pary MUSE ES + Mundorf Mcap to całe nieprzyjemne napięcie znikło, a DAC dał muzyce wolną rękę i więcej swobody w wyrażaniu emocji.
Mundorf Mcap
Okazało się, że pojemność 100uF wcale nie jest potrzebna, żeby przenieść całe pasmo. W zasadzie z technicznego punktu widzenia było to oczywiste od początku, jednak jak wiadomo to, co „na papierze” nie zawsze odzwierciedla to, co w rzeczywistości jesteśmy w stanie usłyszeć. Mundorf Mcap wyraźnie ocieplił dźwięk. Ten wariant na pewno spodoba się osobom, które chciałyby trochę uspokoić DAC-a. Dźwięk stracił na energii, ale zyskał więcej przestrzeni i naturalności, która szczególnie objawia się dla instrumentów klasycznych. Możliwe, że osoby które polubiły energiczne granie DacMagic 100 poczują pewne zmieszanie, ale po dłuższym słuchaniu nie można odnieść wrażenia, że za tą energię dostawaliśmy sporym kosztem naturalności brzmienia. Mundorf Mcap zagrał podobnie do zwory (opisana w następnym punkcie), co przemawia za tą opcją dla osób, które szukają jak najbardziej naturalnego brzmienia.
Zmiana pojemności kondensatora miała wyraźny wpływ na jakość, dlatego polecam użycie jak największego kondensatora. Podczas testów udało mi się zmieścić w DAC-u kondensator o pojemności 3.9uF 250V i to w parze z MUSE ES.
Zwora
Jak wiadomo każdy z elementów elektrycznych wprowadza jakieś zniekształcenia do sygnału, który przez niego przechodzi. Postanowiłem sprawdzić, co się stanie, gdy zastosuję zworę w miejscu kondensatora wyjściowego. Zwora praktycznie nic nie kosztuje i można ją uznać w tym przypadku za element referencyjny. W celu uzyskania jak najlepszego przepływu sygnału, postanowiłem wykorzystać wszystkie cztery punkty łączenia i zrobiłem po dwie zwory na każdy kanał.
Pewnie nikogo nie zdziwi to, że zwora zagrała najlepiej ze wszystkich wariantów. Dźwięk zyskał praktycznie w każdym aspekcie. Scena urosła w każdym z trzech wymiarów, ale najciekawsze zmiany zaszły na szerokości, gdzie muzyka z niesamowitą swobodą zaczęła wychodzić poza przestrzeń pomiędzy kolumnami. Wysokie tony stały się pełniejsze i łagodne. Wokale w niektórych utworach sprawiały wrażenie jakbym słuchał muzyki na żywo. Dolne rejestry zyskały więcej ciepła i głębi, ale w porównaniu do Mundorfa Mcap prezentowały większą dynamikę. W przypadku zwory DAC stracił na energii, ale zyskał wyraźnie na dynamice. Tak jak w przypadku Mundorf Mcap, osoby które polubiły energię DacMagic 100 mogą być trochę zmieszane uzyskanym efektem, jednak skoro „kawałek drutu” wprowadził takie zmiany, to może oznaczać jedynie, że tą energię otrzymywaliśmy sporym kosztem, którego ja osobiście nie jestem w stanie zaakceptować.
Zastosowanie zwory wiąże się niestety z ryzykiem pojawienia się stałego napięcia na wyjściu DAC-a w przypadku awarii. Może to być napięcie 8V (zasilanie OPAMP-ów), a nawet 12V. Jednak należy pamiętać, że wzmacniacz, do którego podłączamy DAC-a może też mieć kondensatory w torze audio, które zatrzymają to napięcie, dlatego w niektórych przypadkach warto rozważyć zastosowanie zwory, bo dzięki niej uzyskamy największą jakość przy najniższych kosztach. Zastosowanie zwory można uznać za krok w stronę optymalizacji systemu, jeśli mamy pewność, że wzmacniacz jest w stanie zatrzymać niechciane napięcie stałe i nie dopuścić go do głośników, to zastosowanie kondensatorów na wyjściu DAC-a jest zbędne.
Jantzen Audio CrossCap 6.8uF 400V
Dla urozmaicenia testu, postanowiłem sprawdzić jakie zmiany wprowadzi przyzwoity kondensator foliowy w przystępnej cenie, taki jak Jantzen Audio CrossCap, który akurat mam w swoich zbiorach. Jantzen Audio CrossCap zagrał dosyć ostro i gorzej od Nichicon MUSE ES, co mnie zaskoczyło. Odniosłem wrażenie, że dawał większą scenę niż MUSE ES, ale ostra góra i twardy płytki dół wyraźnie maskowały jego zalety, na tyle, że po kilku utworach uznałem, że to nietrafiona opcja. Krótko mogę stwierdzić, że Jantzen Audio CrossCap nie zgrywa się dobrze z DacMagic 100 i lepiej użyć tańszych Nichicon MUSE ES.
Nichicon FineGold vs Nichicon MUSE ES
Kwestia zastosowania kondensatorów z określoną polaryzacją w torze audio, intrygowała mnie już od jakiegoś czasu i uznałem, że modyfikacja DAC-a jest dobrą okazją na sprawdzenie czy takie rozwiązanie ma sens. Spotkałem się z takim rozwiązaniem wielokrotnie, dlatego postanowiłem poświęcić mu trochę czasu.
Tak się złożyło, że w swoich zbiorach mam kondensatory Nichicon FineGold 100uF 50V i Nichicon MUSE ES 100uF 25V. Porównanie MUSE ES i FineGold wydaje mi się dobrym pomysłem, bo są to kondensatory tej samej klasy i tej samej firmy, tak więc można odrzucić rozbieżności wynikające z różnic technologicznych. Oba porównywane typy kondensatorów mają identyczne wymiary i przy tych wymiarach FineGold jest w stanie wytrzymać dwukrotnie większe napięcie od MUSE ES, tak więc muszą istnieć pewne fizyczne różnice w budowie tych kondensatorów, ale czy te różnice można usłyszeć? Tak, można i to bardzo wyraźnie. Prawdę mówiąc zniekształcenia wprowadzane przez kondensator z określoną polaryzacją są dosyć ciekawe. Wcale nie dziwi mnie, że niektóre osoby decydują się na wykorzystanie takich kondensatorów, bo efekt jest ciekawy, może być on nawet pożądany w specyficznych warunkach, ale nie zmienia to faktu, że wprowadza jednocześnie duże deformacje. Osobiście uważam taki kompromis przy modyfikowaniu za nieakceptowalny i bezsensowny, bo znacząco rzutuje na inne wprowadzone zmiany.
Nichicon FineGold bardzo rozjaśnił brzmienie. Najwyższe rejestry wysunęły się na pierwszy plan, niedaleko za nimi znalazła się średnica, a dół pozostał daleko w tyle, choć zyskał na zróżnicowaniu w porównaniu do kondensatorów Fujicon. W FineGold można się dosłuchać charakteru MUSE ES, dlatego wprowadzone zmiany mogą być odbierane jako krok w przód, ale to jednak nie MUSE ES. Rozwarstwienie pasma jest dosyć duże i nie wydaje mi się, aby znalazł się na tyle ciemny system, który zgrałby się z taką zmianą, ale znalazły się osoby, którym taki dźwięk się spodobał. Niestety w tym miejscu kończą się „zalety” takiego rozwiązania. Wyraźne deformacje w całym pasmie polegające na obcinaniu konturów dźwięków, sprawiają, że wszystko brzmi bardzo nienaturalnie. Uderzenie w werbel przypomina głuche uderzenie w plastykowe wiaderko, a talerz perkusji to krótkie cyknięcie, jakby moment po uderzeniu pałeczki następowało odcięcie i talerz przestawał wibrować. Najbardziej w pamięci zapadł mi dźwięk fortepianu, jakby pozbawiono go pudła rezonansowego. Rozmieszczenie źródeł pozornych wydaje się prawidłowe, ale brakuje wokół nich powietrza, jakby nienaturalnie wisiały w próżni, a dźwięk nie miał ośrodka, po którym może się rozchodzić.
Tak więc, osobiście odradzam stosowanie kondensatorów z określoną polaryzacją w torze audio, bo przynosi to więcej strat niż korzyści. W zasadzie korzyści nie ma żadnych, jedynie może zaistnieć sytuacja, gdzie ktoś zinterpretuje wprowadzone deformacje jako subiektywną korzyść. Osobiście wolałbym pozostać przy fabrycznych Fujiconach, niż wymieniać je na kondensatory z określoną polaryzacją, nieważne jak wysokiej jakości by one nie były.
Podsumowanie
Ze wszystkich testowanych wariantów najlepszymi rozwiązaniami według mnie są:
- Zwora
- Mundorf Mcap 3.9uF 250V
- Mundorf Mcap 3.9uF 250V + Nichicon MUSE ES 100uF 25V
- Nichicon MUSE ES 100uF 25V
Zwora jest najlepszym i najtańszym rozwiązaniem dla świadomego użytkownika. Ja osobiście postanowiłem zostawić zworę, ponieważ mam już „zabezpieczenie” we wzmacniaczu. Poza tym, po kilku dniach słuchania ze zworą uznałem, że nie ma już powrotu do opcji z kondensatorami.
W przypadku pozostałych opcji ciężko jest wskazać najlepsze rozwiązanie, bo zmiany są znaczące i wiele może zależeć od indywidualnych upodobań. Każdy z wariantów wprowadza duże i pozytywne zmiany. Mundorf Mcap oferuje więcej ciepła i naturalności. Nichicon MUSE ES pozwala natomiast nadal cieszyć się dużą dynamiką oferowaną przez DacMagic 100, ale niestety trochę ostrzy. Para MUSE ES kosztuje 3zł, para Mundorf Mcap to już wydatek 40zł, więc różnica w cenie duża. Jako opcję bazową z czystym sumieniem mogę polecić Nichicon MUSE ES, bo stosunek wprowadzonych przez nie zmian do ceny jest bezdyskusyjny.
Wymiana kondensatorów zasilających
W DacMagic 100 nie ma wielu kondensatorów zasilających (jest ich w sumie 9), dlatego można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa i użyć kondensatorów z górnej półki. Przy tej modyfikacji postanowiłem przetestować kondensatory ELNA SILMIC II (na wejściu zasilania znalazł się jeden Panasonic FC).
Byłem ciekawy, jakie zmiany wprowadzą kondensatory ELNA SILMIC II, ponieważ wcześniej nigdy ich nie używałem. Kondensatory takie jak Panasonic FC/FM lub Nichicon FG mają swój niepowtarzany charakter, dzięki czemu można w pewnym stopniu wpływać na brzmienie urządzenia. Kondensatory Panasonic lekko ocieplają i uspokajają, Nichicon FG są bardziej analityczne i dynamiczne. ELNA SILMIC II natomiast zaskoczyły mnie swoją neutralnością. Sprawiają wrażenie, jakby w żaden sposób nie wpływały na charakter brzmienia. Oczywiście wpływają one na poprawę jakości. Wyraźnie oczyściły scenę, dodały powietrza i precyzji. Poprawił się zakres wyższych częstotliwości, zyskał na łagodności. Wzrosła również dynamika w całym paśmie, jednak nie doszukałem się podkreślania lub zabarwiania żadnego zakresu.
Czuję pewien niedosyt, bo spodziewałem się wyraźnego efektu, wodotrysków i niesamowitości, a tu nic. Kondensatory SILMIC II są po prostu neutralne. Robią to, co do nich należy, sprzątają bałagan w zasilaniu i nawet nie manifestują przy tym swojej obecności. Są to bardzo dobre kondensatory i z czystym sumieniem mogę je polecić. W sumie stanowią one ciekawą alternatywę dla wspomnianych kondensatorów Nichicon FG i Panasonic FC/FM. Należy oczywiście wziąć pod uwagę, że wiele zależy od samej aplikacji i użycie ELNA SILMIC II w innym urządzeniu może przynieść inne efekty, jednak jak na tą chwilę, w mojej opinii pozostaną one neutralne.
Lista kondensatorów:
1x Panasonic FC 1000uF 35V
5x ELNA SILMIC II 100uF 35V
4x ELNA SILMIC II 10uF 35V
Wymiana OPAMP-ów
Pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że w tej konstrukcji firma Cambridge Audio zastosowała opamp-y NE5532. Należy podkreślić, że jest to bardzo dobra konstrukcja jak na swoją cenę, dlatego można ją znaleźć w urządzeniach nawet 10 razy droższych niż DacMagic 100. Wzmacniacze są w obudowie SO-8 co trochę utrudnia żonglowanie opamp-ami, dlatego wybrałem do testów dwóch faworytów, są to MUSES8820 oraz MUSES8920. Intuicja podpowiadała mi, że MUSES8820 powinien dobrze zgrać się z charakterem DAC-a, jednak sentyment sprawił, że jako pierwszy zamontowałem MUSES8920. Niestety nie bylem zadowolony ze zmian wprowadzonych przez MUSES8920. DAC bardzo się uspokoił (aż za bardzo), zmienił się całkowicie w stosunku do fabrycznej konfiguracji. Zyskał dużo przestrzeni i muzykalności, bardzo się otworzył i dźwięk nareszcie oderwał się od kolumn, ale stracił na energii i natarciu. Muszę przyznać, że do spokojniej muzyki MUSES8920 nadaje się bardzo dobrze, utwory brzmiały po prostu pięknie, można było się zanurzyć w fotelu i rozmarzyć. Niestety przy szybszych i bardziej agresywnych utworach DAC strasznie gubił się i spóźniał, nie trzeba było się długo wsłuchiwać, żeby wiedzieć, że to nie jest jego żywioł. Było to zupełne przeciwieństwo fabrycznej konfiguracji. MUSES8920 okazał się całkowicie nietrafionym pomysłem dla DacMagic 100, bo mimo pewnych zalet, zmusza do zbyt dużych kompromisów.
Z MUSES8820 wiązałem spore nadzieje i nie zawiodłem się. Jest to idealny opamp do tego DAC-a. Wszystkie zalety jak dynamika, natarcie, mięsisty dół pozostały i jednocześnie zyskały nowy wymiar. Tak samo jak w przypadku MUSES8920, DAC bardzo się otworzył, dźwięk oderwał się od kolumn, nareszcie można było poczuć kontakt z muzyką. Wrażenia są naprawdę niesamowite. Wyczuwa się ogromną energię i kontakt z każdym instrumentem. Poprawiła się scena, precyzja, źródła zyskały więcej miejsca, nie musiały się już gnieździć i rozpychać, jak to miało miejsce w fabrycznej konfiguracji. DAC zaczął nareszcie grać różnorodnie i oddawać klimat konkretnego gatunku muzyki. Jednak podczas pierwszych odsłuchów to wszystko zeszło na dalszy plan, bo najciekawsze były energia i dynamika wprowadzone przez MUSES8820. Już dawno nie trafiłem na urządzenie, które by potrafiło dać tak żywy przekaz i tak absorbowało słuchacza.
Wymiana przekaźnika wyjściowego
W DacMagic 100 zastosowano na wyjściu mikro przekaźnik firmy HONGFA. Niestety moja wiedza na temat jakości przekaźników jest niewielka, dlatego bazowałem na informacjach podanych przez producenta, a z nich wynikało, że przekaźnik jest przyzwoitej jakości (pozłacane styki).
Dla pewności, postanowiłem sprawdzić czy przekaźnik nie ma negatywnego wpływu na dźwięk, poprzez ominięcie go za pomocą zwory. Oczywiście takie zwieranie przekaźnika wiąże się z pewnym ryzykiem i należy postępować ostrożnie. Przekaźniki nie są tanie i nikt ich nie stosuje bez powodu, szczególnie w budżetowych konstrukcjach. Najczęściej ich zadaniem jest załączenie wyjścia urządzenia, dopiero gdy ustali się jego praca, aby nie dopuścić do pojawienia się na wyjściu żadnych stanów nieustalonych (szumów/trzasków). Zwarcie przekaźnika pozytywnie wpłynęło na dźwięk, zmiany były słyszalne od razu, był to wyraźny krok w kierunku bardzie analogowego brzmienia. Dźwięk stał się łagodniejszy i pełniejszy. Wniosek był prosty, przekaźnik ma negatywny wpływ na dźwięk. Wpływ przekaźnika był na tyle wyraźny, że po usunięciu zwory nie mogłem przestać go słyszeć i przy każdym kolejnym utworze myślałem, jak by to było bez przekaźnika.
Postanowiłem sprawdzić czy uda mi się kupić przekaźnik lepszej jakości, niestety sprawa jego wymiany nie była taka prosta. Z mojej analizy wynikało, że zastosowany przekaźnik, praktycznie nie różni się parametrami od przekaźników innych firm, jednak z doświadczenia wiem, że nie wszystkie zmiany „widać” na papierze. Z dostępnością mikro przekaźników nie jest wcale tak łatwo i w zasadzie w Polsce i z przyzwoitym czasem dostawy, miałem do wyboru tylko jeden przekaźnik. Zdecydowałem się podjąć ryzyko i zakupić przekaźnik firmy TE Connectivity (AXICOM) model 2-1462037-7.
Zakupiony przekaźnik okazał się lepszy od zastosowanego fabrycznie. Po wstępnym obsłuchaniu postanowiłem jeszcze sprawdzić, czy usłyszę jakieś zmiany ze zworą omijającą przekaźnik. Muszę przyznać, że nie usłyszałem praktycznie żadnych różnic. Może po dłuższym odsłuchu coś udało by się wychwycić, ale pierwsze wrażenie, to brak żadnych zmian.
Najciekawszy jest fakt, że te przekaźniki praktycznie nie różnią się parametrami. Jak widać nie wszystko złoto, co ma złocone styki.
Wymiana kondensatorów odsprzęgających
Kondensatory odsprzęgające mają za zadanie usunięcie składowej zmiennej z napięcia zasilania, czyli wszystkich niepożądanych zakłóceń, które mogą wpływać na pogorszenie jakości dźwięku. Należy przyznać, że Cambridge Audio przyłożył się do zadania w tej kwestii i kondensatory odsprzęgające można spotkać w wielu miejscach urządzenia. Aby nie rozpisywać się za długo, ograniczę się do opisania miejsc, gdzie postanowiłem dokonać zmian, a mianowicie przy wzmacniaczach operacyjnych i układzie przetwornika cyfrowo-analogowego. Jak widać na poniższym zdjęciu, producent postanowił zastosować parę kondensatorów SMD (większy i mniejszy) w celu poprawienia skuteczności filtrowania. Większy kondensator ma pojemność 10uF, natomiast pojemności mniejszego nie sprawdzałem, ponieważ musiałbym go wylutować, a obawiałem się, że już go z powrotem nie przylutuję, z powodu niewielkich wymiarów. Postanowiłem, że pozostawię mniejsze kondensatory i wymienię większe.
Zdecydowałem się na kondensatory WIMA MKS2 o pojemności 100nF. Kondensatory te, wykorzystywałem już wcześniej w wielu aplikacjach, jako kondensatory odsprzęgające i świetnie sprawują się w tej roli. Różnica w pojemności pomiędzy nowymi i dotychczasowymi kondensatorami jest duża, jednak w tym przypadku pojemność ma drugorzędne znaczenie. Ważniejszym parametrem jest zdolność kondensatora do usuwania zakłóceń z zasilania, aby te nie przedostały się do toru sygnału, a to WIMA MKS2 robi bardzo dobrze. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak ogromną rolę odgrywają kondensatory odsprzęgające i jak wiele można zyskać niewielkim kosztem. Nie inaczej było też z DacMagic 100. Największa zmiana, to wyraźne rozszerzenie sceny i jej napowietrzenie. To kolejny krok w kierunku naturalnego i pełnego brzmienia. Przy tej zmianie najbardziej w pamięci zapadł mi utwór „Pink Floyd – One of My Turns”, a dokładnie spacer kobiety na początku utworu. Po raz pierwszy usłyszałem wyraźnie całe przejście od lewej do prawej strony, co jest naprawdę dużym osiągnięciem, ponieważ w tym utworze nawet na „dobrym sprzęcie” najczęściej słychać kobietę jedynie w trzech punktach (strona lewa, środek, strona prawa).
Ten przykład pokazuje, jak wiele zakłóceń nadal przedostawało się do układów scalonych, mimo zastosowania dwóch kondensatorów SMD do odsprzęgnięcia zasilania. Oczywiście nigdy nie uda się całkowicie pozbyć zakłóceń, jednak uzyskanie tak wyraźnie słyszalnej zmiany przy niewielkim koszcie (3 zł za 5 wykorzystanych sztuk) jest warte uwagi.
Wymiana gniazd RCA
Wymiana gniazd RCA to bardzo ciekawa kwestia. Muszę przyznać, że gniazda zastosowane w DacMagic 100 są przyzwoitej jakości i taki typ gniazd występuje również w znacznie droższych konstrukcjach. Niestety gniazdo zastosowanie fabrycznie ma poważną wadę, którą jest bardzo mała powierzchnia styku linii sygnałowej. Sprawa jest dosyć dziwna i sam jej do końca nie rozumiem, ponieważ z technicznego punktu widzenia powierzchnia styku przy znikomym prądzie nie powinna mieć większego znaczenia. Możliwe, że nie o powierzchnię w kwestii obciążenia tutaj chodzi, a raczej o jakość styku. Jednak nie zmienia to faktu, że wymiana fabrycznych gniazd RCA przyniosła słyszalne zmiany. Co ciekawe, gniazda wymieniłem tylko po stronie DAC-a, natomiast gniazda po stronie wzmacniacza nie zostały wymienione, a mimo to słychać poprawę. Już nie raz miałem okazję przekonać się jak wiele można stracić na złączach, jednak jeszcze nigdy nie miałem okazji usłyszeć zmian dla tak niewielkiej modyfikacji.
Cała sprawa jest trochę groteskowa, bo wielu z nas przyzwyczaiło się już do wydawania setek złotych na przewody ze złoconymi wtykami, a mało kto jest świadomy, że wkłada te wtyki w może nie najgorsze gniazda, ale z pewnością takie, które nie pozwalają wykorzystać w pełni możliwości złotych wtyków. Odrobinę goryczy dodaje fakt, że aby uzyskać wyraźną poprawę jakości, wcale nie trzeba inwestować w złocone gniazda za dziesiątki złotych, wystarczy gniazdo wykonane z mosiądzu za około 8 zł za sztukę. Gniazda zastosowane przeze mnie kosztowały 14 zł za sztukę, jednak użyłem ich, bo akurat nie miałem pod ręką tańszych gniazd. Ważne, aby zwrócić uwagę na to, jak wykonane jest połączenie pinu sygnałowego. W gniazdach, które stosuję pin sygnałowy wchodzi w mosiężną lub miedzianą tuleję, która z pewnością zapewnia lepszą jakość połączenia niż przedstawione na zdjęciu poniżej „widełki”, które wyjąłem z fabrycznie zamontowanego gniazda.
Skoro zasiałem już kolejne ziarenko audio voodoo, to pozostało mi opisać jakie zmiany wprowadza wymiana gniazd RCA. Pisząc krótko, jest to mały krok w kierunku bardziej analogowego brzmienia. Poprawiła się jakość wyższych i średnich rejestrów, są łagodniejsze i pełniejsze. Przy tej modyfikacji najbardziej w pamięci zapadł mi utwór „Jan Garbarek – Gula Gula”. Przed modyfikacją, w szczytowych momentach saksofon chwilami sprawiał wrażenie jakby tracił kontrolę i nieprzyjemnie drażnił uszy. Po zmianie gniazd RCA, to zjawisko wyraźnie zmalało i nawet przy wyższych głośnościach nie czuje już dyskomfortu. Dolne rejestry również zyskały i stały się cieplejsze. Zmiana na dole najbardziej słyszalna jest dla instrumentów klasycznych jak kontrabas czy fortepian. Naprawdę warto pomyśleć nad kwestią wymiany gniazd RCA, szczególnie, gdy używa się przewodów za trzy cyfrowe (lub więcej) sumy. Uważam, że 28 zł zainwestowane w tą modyfikację, było dobrym krokiem, choć mogłem się zmieścić cenie 15-20 zł. Gdy porównam zmiany wprowadzone przez wymianę gniazd RCA w DAC-u do zmian, które wprowadził u mnie mój aktualny interkonekt (WireWorld Solstice 7), to te 28 zł było bardzo dobrą inwestycją. Pisząc inaczej, gniazdo nareszcie zbliżyło się klasowo do wtyku.
Nie jest to pierwsze urządzenie, w którym słyszę zmiany po wymianie gniazd RCA, bo w moim poprzednim DAC-u również je słyszałem, a tam wymieniłem gniazda RCA na tańsze, w cenie 8 zł za sztukę. Poniższe zdjęcia przestawiają nowe gniazda RCA oraz złącze sygnałowe fabrycznego gniazda RCA.
Wymiana przetwornika D/A na WM8741
Wymiana przetwornika D/A nie była przeze mnie planowana. Zgodnie z danymi podanymi w dokumentacji technicznej WM8741 różni się od WM8742 jedynie zakresem dynamiki o całe 2 dB, dlatego uznałem, że wymiana przetwornika nie ma większego sensu, biorąc pod uwagę jego niemałą cenę. Nie od dzisiaj wiem, że jakość i powtarzalność produkcji elementów scalonych pozostawia wiele do życzenia i po raz kolejny przekonałem się o tym, gdy jeden z kolegów zdecydował się na modyfikację i podesłał mi swój egzemplarz DAC-a. Zarówno przed, jak i po wprowadzeniu wszystkich wcześniejszych modyfikacji, jego DAC grał wyraźnie inaczej. Moje podejrzenie padło na przetwornik D/A WM8742. To doświadczenie sprawiło, że postanowiłem sprawdzić jakie zmiany zajdą w moim DAC-u po wymianie przetwornika na droższą wersję WM8741.
Wymiana przetwornika potwierdziła moje podejrzenia, że rozbieżność, którą słyszałem pomiędzy dwoma egzemplarzami DAC-a, wynikały z różnic w budowie samych kości przetwornika D/A WM8742. Co do różnic pomiędzy układami WM8741 i WM8742, to są one naprawdę duże i wymiana na układ WM8741 była bardzo dobrym pomysłem. Najbardziej zastanawia mnie czy układy te różnią się czymś fizycznie, czy po prostu są klasyfikowane na słuch, bo zgodnie z dokumentacją są praktycznie identyczne, a różnice podawane w parametrach są chyba jedynie dla zasady.
Na pewno różnice w parametrach nie odzwierciedlają tego, co słyszę po wymianie przetwornika na WM8741. Wyraźnie wzrosła dynamika i spójność, poprawiła się kontrola dolnych rejestrów, jakby nagle DF (damping factor) wzmacniacza wzrósł 2-3 krotne, albo mój 8” woofer zaczął myśleć, że jest 6-cio calowcem. Dołu jest teraz wyraźnie więcej, ale dzięki dobrej kontroli nie narzuca się. Średnica i góra zyskały więcej precyzji, co dodało więcej głębi na scenie i lepszą separację źródeł. Polecam wymianę przetwornika na WM8741, bo naprawdę warto.
Zastosowanie zasilacza stabilizowanego
Fabrycznie DacMagic 100 został wyposażony w niewielki zasilacz impulsowy. Zasilacze impulsowe z powodu generowania dużej ilości zakłóceń, nie są najlepszym rozwiązaniem do zasilania urządzeń audio, jednak ich niezaprzeczalnym atutem jest niewielka cena i gabaryty. Nie korzystałem nigdy z zewnętrznego zasilacza stabilizowanego, bardzo ciekawiło mnie jakie wprowadzi zmiany i jaki będzie ich stosunek do poniesionych kosztów. Ponieważ mam dwa przetworniki i lubię wyzwania, postanowiłem zaprojektować i złożyć własny zasilacz. Oceniłem, że w cenie którą musiałbym zapłacić za gotowy zasilacz, powinienem zbudować samodzielnie dwie konstrukcje o podobnych parametrach i plan się powiódł. Stworzenie własnej konstrukcji okazało się nie takie proste i uświadomiło mi, że powszechnie przyjęte zasady przy tworzeniu zasilaczy stabilizowanych, nie do końca sprawdzają się, gdy chodzi o zasilanie urządzeń audio. Specjaliści od tworzenia zasilaczy pewnie wytknęliby mi kilka błędów konstrukcyjnych i uznali, że zasilacz jest przewartościowany, ale moim podstawowym założeniem było stworzenie urządzenia o wydajności 12V 3A, czego DacMagic 100 nie wykorzysta, ale mój drugi DAC ASUS Xonar STU już tak, dlatego stworzyłem dwa bliźniacze zasilacze.
Prawdę mówiąc, żeby opisać w pełni i rzetelnie proces tworzenia i testowania tego zasilacza, musiałbym stworzyć osobny artykuł. Dlatego, aby zbyt wiele się nie rozpisywać, skoncentruje się jedynie na najważniejszych aspektach i wrażeniach po podłączeniu ukończonego zasilacza do DAC-a. Zasilacz bazuje na układzie stabilizującym LM350. Jest to popularny układ zawierający zabezpieczenie zwarciowe i termiczne. LM350 to rozwiązanie bardzo proste i łatwe w implementacji. Zgodnie ze sztuką, wyjście układu stabilizującego powinno być łączone bezpośrednio z wyjściem zasilacza. Można na wyjściu umieścić niewielki kondensator, jednak nie powinien być on za duży, ponieważ za duża pojemność może powodować tzw. tętnienia, czyli skoki napięcia spowodowane zmianami wartości obciążenia. Oczywiście postąpiłem zgodnie ze sztuką i użyłem kondensatora o pojemności 10uF. Zauważyłem, że bardzo wiele konstrukcji, nawet uznanych producentów, bazujących na układach stabilizacyjnych jest tworzona w taki sposób, tak więc i ja postanowiłem trzymać się zasad. Zasilacz przeszedł testy zwarciowe, obciążeniowe i sprawdziłem też, czy nie generuje zakłóceń. Wszystko wyglądało obiecująco.
Pierwszym wrażeniem po podłączeniu nowego zasilacza była mała konsternacja. Bazując na relacjach innych osób, spodziewałem się znaczącego skoku jakości, ale przeżyłem małe rozczarowanie. Mój pierwszy wniosek był taki, że wymiana zasilacza z impulsowego na stabilizowany wcale nie jest takim wyraźnym i jednoznacznym skokiem w lepszy świat. W związku z tym, że zasilacz kosztował mnie nie mało, bo około 320 zł liczyłem na spory i bezkompromisowy skok jakościowy. Niestety wcale tak się nie stało, a kompromis wprowadzony przez nowy zasilacz sprawił, że na początku rozważałem nawet powrót do zasilacza impulsowego. W zasadzie pierwsze wrażenie jest najlepszym wyznacznikiem zmian, bo skoro słychać od razu wyraźną poprawę, to jednoznaczny znak, że idzie się w dobrym kierunku.
Podpięcie nowego zasilacza sprawiło, że dźwięk stał się bardziej analityczny, scena zyskała dużo przestrzeni (głównie głębi) i pojawił się wyraźniejszy wymiar wysokości. Źródła pozorne zyskały jeszcze więcej miejsca i nareszcie dało się wyczuć atmosferę i „gabaryty pomieszczenia”. Słychać wzrost kontroli i dyscypliny, nagranie musi być naprawdę kiepskie, żeby coś wyrwało się przed szereg lub nieprzyjemnie podrażniło uszy. Zalet wprowadzonych przez nowy zasilacz jest naprawdę wiele, ale… no właśnie istnieje jednak pewne ale.
Z zasilaczem impulsowym DAC gra z niesamowitą energią i rozmachem. Efekt jest bardzo ciekawy i angażujący, jednak podpięcie zasilacza stabilizowanego uświadamiało mi, że wraz z energią i rozmachem zasilacz impulsowy wprowadzał sporo chaosu, zakłóceń i braku kontroli, co najbardziej odbijało się na scenie. Nowy zasilacz sprawił, że DAC trochę się wycofał. Nie zamknął się tak jak przez wymianą opamp-ów, ale już pierwsze odsłuchy pokazały, że coś jest nie tak. Największe niechciane zmiany zaszły na dole pasma. Patrząc od strony technicznej, dół się poprawił tak samo jak reszta pasma, jednak stracił na energii i zróżnicowaniu, przestał już tak cieszyć i zaskakiwać. Zauważyłem w kilku klasycznych utworach, że bardzo ucierpiał na tej zmianie np. kontrabas, przestał wybrzmiewać z taką swobodą, jakby ktoś wyłożył mu pudło rezonansowe materiałem wygłuszającym. Wracałem kilka razy do zasilacza impulsowego, bo brakowało mi trochę tej energii, którą odebrał nowy zasilacz, jednak im dłużej się wsłuchiwałem w nowy zasilacz, tym bardziej podobały mi się zmiany, które wprowadził i wiedziałem, że jest to dobry kierunek. Jednak kompromis, na który musiałem się zdecydować był trudny do zaakceptowania.
Zasilacz grał tak przez kilka dni. W tym czasie próbowałem sobie wmawiać, że tak powinno być i muszę się przyzwyczaić do zmian. Całe szczęście jestem zbyt uparty i dociekliwy, żeby tak zostawić tą kwestię. Postanowiłem jeszcze zweryfikować czy zasilacz na pewno działa poprawnie. Zdecydowałem, że porównam go do akumulatora. Miałem akurat pod ręką akumulator samochodowy o napięciu 12,3V. Podłączyłem akumulator i nareszcie usłyszałem to, na co od początku liczyłem. Pojawiła się otwartość i energia, której tak brakowało. Tak właśnie powinien grać nowy zasilacz. Zacząłem się zastanawiać czy stabilizator LM350 naprawdę jest taki szybki w kwestii stabilizacji napięcia? DAC jest specyficznym urządzeniem i zmiany jego obciążenia są niewielkie, a jeśli występują to z pewnością są szybkie, może za szybkie dla LM350? Postanowiłem przeprowadzić eksperyment i dodałem na wyjściu układu stabilizującego kondensator 1000uF. To rozwiązanie okazało się strzałem w dziesiątkę. Zasilacz zaczął grać wyraźnie lepiej. Następnie dodałem jeszcze 2 kondensatory, co w sumie dało 3000uF na wyjściu zasilacza. Efekt jest bardzo pozytywny, zasilacz „zaczął grać” podobnie jak przy zasilaniu z akumulatora.
Przykład ten pokazuje, że czasami warto odejść od konwencjonalnego myślenia. Oczywiście dodawanie tak dużej pojemności na wyjściu stabilizatora byłoby błędem gdybym projektował zasilacz uniwersalny, do zasilania wszystkiego, bo z pewnością wpływa negatywnie na zdolność reagowania na zmiany obciążenia przez stabilizator LM350. Jednak w tym przypadku, nie jest to zasilacz uniwersalny, a przeznaczony dla konkretnego typu urządzenia, które bardzo pozytywnie reaguje na takie niekonwencjonalne rozwiązania. W zasadzie sam DAC ma na swoim wejściu jeden kondensator 1000uF (Panasonic FC), a 3000uF na wyjściu zasilacza jest jedynie powiększeniem tej pojemności, bo obie pojemności łączone są przewodem/ścieżką, a znajdują się jedynie w innych obudowach.
Podsumowując, jestem bardzo zadowolony z uzyskanych efektów. Zasilacz stabilizowany, mimo wprowadzenia dużych zmian, uważam za najmniej opłacalną modyfikację ze względu na wysoką cenę, choć z tej ceny 35% to koszt samej obudowy, więc zasilacz można by wykonać jeszcze taniej, ale na tle innych modyfikacji nadal jego koszt będzie duży. Muszę jednak przyznać, że jest to zmiana, z której nie potrafiłbym już zrezygnować. Poza tym, zasilacz jest inwestycją na przyszłość, bo można go używać z wieloma urządzeniami.
Podsumowanie
Po przeczytaniu zalet, które wprowadziła każda z modyfikacji można by odnieść wrażenie, że po ich zsumowaniu uzyskałem referencyjne urządzenie. Niestety tak dobrze nie jest, ale DAC zmienił się bardzo dużo. Gdy kupiłem to urządzenie, byłem trochę zawiedziony, bo po dobrych opiniach innych osób spodziewałem się czegoś więcej w cenie prawie 700 zł. Po modyfikacjach mogę napisać, że DacMagic 100 mógłby utrzeć nosa niejednemu urządzeniu w cenie 1200-1500 zł i właśnie na tyle wyceniam poziom jaki aktualnie prezentuje ten DAC. Choć wcale bym się nie zdziwił, jakby w głównym nurcie cenowym jego wartość sięgnęła jeszcze wyżej. Przy tej kalkulacji nie wliczam zmian wprowadzonych przez zasilacz, ponieważ zasilacz nie jest inwestycją w samo urządzenie, a raczej w cały system, bo raz zakupiony może nam zasilić nie jednego DAC-a.
Wykaz elementów:
- 2x OPAMP MUSES8820
- 1x przekaźnik AXICOM model 2-1462037-7
- 2x gniazdo RCA
- 4x ELNA SILMIC II RFS 10uF/35V
- 5x ELNA SILMIC II RFS 100uF/35V
- 1x Panasonic FC 1000uF/35V
- 5x WIMA MKS2 100nF/100V 5%
- 1x przetwornik D/A WM8741
- 2x kondensator wyjściowy (Nichicon ES, Mundorf Mcap) lub zwora
Cena wszystkich elementów jest naprawdę niewielka, biorąc pod uwagę jak wiele udało mi się wydobyć z tego małego urządzenia i uzyskany efekt końcowy. Ta modyfikacja po raz kolejny pokazała mi, że warto zajrzeć do wnętrza urządzenia i nie traktować go jak czarną skrzynkę.
DAC zachował swój charakter i tendencję do rozjaśniania i podkreślania średnicy, jednak ta tendencja wyraźnie zmalała i trzeba przesłuchać kilka utworów zanim się to usłyszy. DAC przestał narzucać swoje warunki, a jedynie subtelnie podkreśla wyższe zakresy. Sprawia to, że DacMagic 100 zaczął grać bardziej uniwersalnie i naturalnie. Fabryczny DacMagic 100 był nieznacznie gorszy od mojego poprzedniego zmodyfikowanego DAC-a E-MU 0204, po modyfikacjach jest wyraźnie lepszy. Oprócz otwartości, której tak bardzo mi brakowało, dostałem wyraźny wzrost dynamiki, rozmiaru sceny i jakości górnych rejestrów.
Poniżej znajdują się zdjęcia DacMagic 100 przed i po modyfikacji.